Dziś nie wyobrażamy sobie wyjścia z domu bez użycia naszych ulubionych perfum. Nierzadko mamy w domach nawet kilka flakonów - dzienne, wieczorowe, na wiosnę czy zimę, bardzo eleganckie czy codzienne. Choć stereotypowo kojarzymy baterię buteleczek z damską toaletką, panowie równie chętnie sięgają po aromatyczne mikstury. Czy zawsze tak było?
Początki perfumiarstwa
Zacząć należy od tego, że ludzkość zawsze lubiła to, co ładnie pachnie. To oczywiste i logiczne ewolucyjnie - przyjemne aromaty kojarzą się lepiej niż zapachy zepsucia, fermentacji czy odpadków. Dlatego też profesja perfumiarza była lukratywna na długo przed powstaniem luksusowych marek, które znamy dziś.
Najstarsza perfumeria, jaką do tej pory znaleziono (tu uwaga: perfumeria, czyli miejsce produkcji, nie sprzedaży perfum), znajdowała się na Cyprze. Patrząc na powierzchnię, jaką zajmowała, można śmiało uznać, że produkowała zapachy w skali masowej.
W tamtym okresie istniały dwa główne sposoby produkcji perfum. Pierwszy to infuzje ziół, przypraw i innych pachnących składników w wodzie i późniejsze filtrowanie - taką metodą zasłynęła Tapputi, perfumiarka pochodząca z Mezopotamii, która w 2. tysiącleciu przed naszą erą została unieśmiertelniona w zapiskach pismem klinowym. Tym samym jest też najstarszą udokumentowaną i znaną nam osobą trudniącą się produkcją perfum.
Drugi, wydaje się - bardziej popularny - sposób to perfumy na bazie olejowej. Znali je Egipcjanie, Persowie, Hindusi, nawet bogatsi Rzymianie nie odmawiali sobie nacierania wonnymi olejami po kąpielach.
Najbliższe w formie do tego, co znamy dziś, były perfumy na bazie alkoholu - pierwszy przypadek europejskiej ich produkcji zanotowano na Węgrzech. Była to tak zwana “larendogra” (słowo pochodzi od zniekształconego francuskiego zwrotu “woda królowej Węgier”), czyli mikstura dwóch części rozmarynu lekarskiego i trzech części prawie stuprocentowego alkoholu. Produkowano je dla Elżbiety Łokietkówny, a używanie tego specyfiku miało być przyczyną witalności, zdrowia i młodego wyglądu władczyni.
Dla kogo powstawały perfumy?
Podobnie jak dziś, perfumy często stanowiły symbol luksusu, zamożności. Bywały też symbolem władzy lub religii - niektóre zapachy mogły być używane tylko przez kapłanów, faraonów czy królów. Przykładem może być mirra, wonna żywica i składnik kadzideł, która potrafiła być warta swojej wagi w złocie.
Egipcjanie używali także perfum podczas mumifikacji, która sama w sobie była procesem religijnym i otoczonym wysoką estymą. Wierzyli oni, że perfumy to pot bogów. Starożytni Persowie zaś przedstawiali swoich królów z buteleczką perfum, a w starożytnych Indiach królów skrapiano perfumami podczas ceremonii.
Powód używania perfum (i innych zapachowych substancji, jak choćby samych ziół) był prozaiczny - w dawnych wiekach wszystko pachniało dość nieprzyjemnie, mówiąc ogólnie. Rynsztoki były pełne nieczystości, bo domy nie miały bieżącej wody, ludzie kąpali się od święta - warto wspomnieć króla Ludwika XIV, który rzekomo umył się jedynie 3 razy w życiu! Wierzono bowiem (i to wcale nie tak dawno temu, mówimy teraz o przełomie XVII i XVIII wieku!), że mycie, zwłaszcza w ciepłej wodzie, otwiera pory skóry, a przez nie mogą wniknąć choroby.
Możemy sobie więc wyobrazić, że perfumy początkowo miały za zadanie maskować nieprzyjemne zapachy. Dopiero później ich funkcję możemy określić jako bardziej “dekoracyjną”.
Co nieco o męskich zapachach
Ale skoro znamy już podstawy, to przejdźmy do tego, jak powstawały męskie perfumy.
Początkowo perfumy były raczej unisex - stosowane zarówno przez panie, jak i przez panów. Nie było wyraźnych podziałów na zapachy męskie i damskie. Oczywiście, gusta zmieniały się w czasie. Raz królowały zapachy kwiatowe, innym razem ciężkie wonie, jak piżmo i żywica - te drugie, na przykład, były popularne w 1709 roku, kiedy to włoski imigrant w Kolonii, Giovanni Maria Farina, stworzył lekki, rześki zapach na cześć miasta, w którym zamieszkał.
Nazwał go Eau de Cologne - wodą z Kolonii. Tak powstała pierwsza woda kolońska, i stąd też mamy tę nazwę. Jednak jego wyrób również był zdecydowanie unisex. Skąd więc popularność stricte męskich perfum?
Ciężko wyrokować. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że jakiś wpływ na to mieli wielcy, podziwiani władcy. Wspomniany już Ludwik XIV, choć nigdy się nie kąpał, to nakazywał maczać swoje koszule w wonnych roztworach, a swojemu perfumiarzowi zlecił przygotowywanie nowego zapachu na każdy dzień. Napoleon Bonaparte z kolei zamawiał u swojego wytwórcy, Chardina, 50 buteleczek wody kolońskiej miesięcznie (szczególnie upodobał sobie woń rozmarynu).
Nawet Ojcowie Założyciele, jak Thomas Jefferson i John Adams, mieli ulubiony zapach - Caswell-Massey no. 6, w którym dominował kwiat pomarańczy, cytrusy, rozmaryn, lawenda i bergamota. A przecież to oni byli “celebrytami” swoich czasów - każdy chciał pachnieć tak, jak wielcy wodzowie.
Czym pachnie mężczyzna?
Perfumy to skomplikowane produkty - wiele zapachów współgra w nich ze sobą, tworząc unikatowe kompozycje. Co dokładnie zatem składa się najczęściej na męskie perfumy? Czy jest coś, co łączy zapachy Thomasa Jeffersona z nowoczesnym mężczyzną?
Wiemy już, że rozmaryn był popularny - podobnie inne zioła i przyprawy korzenne. Możemy skojarzyć także żywice i drzewa, sól morską czy nuty dymne albo skórzane. Jakie więc są najpopularniejsze nuty w męskich zapachach?
Neroli - ekstrakt z kwiatu pomarańczy sewilskiej. Słodki, lekki i odświeżający, jak wszystkie cytrusowe aromaty
Bergamota - drugi cytrus na liście. Jest zbyt gorzka, żeby ją jeść, ale nadaje przyjemnej energii i witalności perfumom
Wetiweria pachnąca - trawa z Indii, której kompozycja zapachowa nie może być odtworzona syntetycznie. Jej zapach jest cięższy, “mroczniejszy”, kojarzy się bardziej drzewnie i dymnie
Paczula - choć kojarzy się niekiedy bardziej z żelem pod prysznic dla kobiet, dzięki ekstrakcji olejków eterycznych parą z suszonych liści paczula ma dymny, nieco “zwierzęcy” zapach
Fougère - czyt. fu-ŻER, to tak naprawdę nazwa mieszanki zapachów leśnych - mchu, lawendy, paproci, i kumaryny, pachnącej świeżym sianem - pochodzącej z Francji. Perfumy nazwane Fougère Royale stały się tak ikoniczne, że ta kompozycja zyskała własną nazwę
Choć spodziewalibyśmy się piżma, żywic, skóry i tytoniu, to jednak męskie zapachy - co może być zaskoczeniem - często bazują na kwiatach i owocach.
Mając tę wiedzę i bazując na doświadczeniu kilku tysięcy lat naszych poprzedników, podjęliśmy wyzwanie stworzenia unikalnych, wyrazistych perfum dla mężczyzn. Efektem naszych starań jest Distant Hori’Zone.
Połączyliśmy w nich orzeźwiające nuty yuzu z głęboką słodyczą śliwki i podbiliśmy je pełnym charakteru czarnym pieprzem. To wyjątkowe zestawienie dodaje energii i znakomicie wprowadza pozostałe, głębsze zapachy.
W nutach serca znajdziemy lekką gorycz ziół połączoną z solą morską i odrobiną lawendy, które budzą skojarzenie z porośniętymi wrzosami wydmami. Przywołują na myśl wędrówkę w nieznane, ku odległemu horyzontowi, majaczącemu ponad falami oceanu.
Wreszcie, nuty głębi, pełne drzewnych aromatów z wetiwerią i paczulą, kojarzą się z leśnym duktem, drzewami pokrytymi mchem i polanami porośniętymi gęstymi paprociami.
W jednej butelce perfum Distant Hori’Zone zawarliśmy ducha przygody, zew wyprawy i tęsknotę za naturą. To zapach dla mężczyzny, który z nadzieją i ekscytacją spogląda przed siebie i wie, że za rogiem czeka na niego kolejne wyzwanie - a on mu podoła bez problemu.
Add a comment
check_circle
check_circle